Nie zezwalam na kopiowanie tekstów i zdjęć ze strony bez mojej zgody, zgodnie z Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170 cyt.:
kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione, stanowi naruszenie praw autorskich i powiązane jest z odpowiedzialnością karną”.

czwartek, 29 grudnia 2011

Lilcz w różnych odsłonach

1. Moja ulubiona - obraz. Dostałam dziś na urodziny, jest PRZECUDNY! Rysowany ręcznie of course :) Niestety zdjęcie nie oddaje wszystkich szczegółów, ale naprawdę jest niesamowity.



2. Breloczek. Wylicytowany na tegorocznej borderowej licytacji, zrobiony przez Zium - dziękujemy! Przypięłam sobie do piórnika, aby w szkole podczas tych wszystkich męczarni poprawiał mi humor - bo jest na nim naprawdę wyjątkowy pies ;-)


3. Wisiorek (?) modelina. Również dostałam na urodziny, wersja bardziej "śmiechowa" ;-) ale dzięki tej plamce zawsze będzie wiadomo kto to :)




Święta minęły nam spokojnie. Kupiłam Lilu kilka prezentów, ale oczywiście nie wytrzymałam do 24 grudnia i zostały "użyte" zaraz gdy przyniósł je listonosz. Część tych rzeczy było nam potrzebne, a przy okazji świąt stały się prezentami :) czyli nowa obroża, podkładka pod miski plus adresówka, która nam się zgubiła ;), zabawka misiek-stonoga, frisbee oraz wyżej pokazany breloczek, z czym to ostatnie było raczej dla mnie ;).

Odwiedziło nas również przeurocze 2 miesięczne stworzonko, którym miałam przyjemność zająć się cały dzień. Jest to kundelek, jej mama była spanielem, tata niewiadomy, ale obstawiam jakiegoś retrivera. Po prawie 1,5 rocznej przerwie znów mogłam zobaczyć jak to jest żyć z taką nieporadną kluską, choć ta wyjątkowo ładnie się szarpała :) Jak się dogadały? Mimo, że Lilu się bała (ahh ten socjal...), gdy tylko mała glizda poszła spać kładła się tuż obok niej (miałam takie śliczne zdjęcie to mi się usunęło!).


Jako, że to zapewne ostatni post w tym roku

Życzymy wszystkim świetnie spędzonego sylwestra, zdrowia, szczęścia, uśmiechu, realizacji marzeń (po cichu marzę, by moich też :)), owocnej, wspólnej pracy w roku 2012, tak, by za rok można było siąść i z radością powiedzieć "tak, ten rok był spędzony naprawdę świetnie!"

Julia&Lilu

piątek, 23 grudnia 2011

Merry Christmas Everyone!

Życzymy wszystkim psiakom oraz ich właścicielom zdrowych, spokojnych, wesołych świąt, spędzonych w rodzinnej i ciepłej atmosferze, nie-wystrzałowego (to dla psów ;-)), ale świetnie spędzonego sylwestra oraz dobrego nowego roku, przepełnionego sukcesami większymi jak i mniejszymi :)


                         Julia&Lilu





poniedziałek, 19 grudnia 2011

Obi, obi... OBI?!

Mniej więcej tak można sobie wyobrazić nasze ostatnie spędzanie czasu.
Nigdy nie widziałam nas w obi, zawsze myślałam, że to dla innych psów - na pewno nie dla nas. Jednak ostatnio dochodząc do wniosku, że nasze sportowe życie będziemy kontynuować dopiero na wiosnę (pies jak jest zimno na polu dysku ani żadnej innej zabawki do pyska nie weźmie, bo to takie zimne jest! oraz być może kurs agility), a przez zimę trzeba czymś psa zająć, zdałam sobie sprawę, że został mi dog dancing lub obedience. Wybrałam to drugie, bo o tym mam trochę większe pojęcie (chociaż wciąż małe).
I tak od kilku dni zaczęłyśmy sobie ćwiczyć. Przyjęłam taktykę szkolenia przez całe Lilczowe życie, nigdzie nam się nie spieszy ;-) Chciałabym dopracowywać wszystkie elementy tak, aby było to dokładne, a nie tak jak kiedyś - byle jak, byle do przodu.
Aktualnie pracujemy nad dostawianiem do nogi. I muszę psa pochwalić, bo wychodzi nam to bardzo ładnie 8) Czasami za daleko, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ kiedyś kiedyś było tak, że pies siadał kilometr ode mnie.
Największym wyzwaniem dla nas będzie na pewno chodzenie przy nodze na kontakcie i zmiana pozycji. Ale szczerze powiedziawszy cieszę się, że będzie to trudne. Życie, gdzie pies kuma każdą komendę/sztuczkę po pierwszym jej powtórzeniu jest nudne!

Kilka Lilczkowych:














sobota, 10 grudnia 2011

Być konsekwentnym

Taak... być konsekwentnym...
Nie zawsze dogadywałyśmy się. Były wzloty i upadki. Teraz jest świetnie, ale jest jedna rzecz, która ciągnie za sobą kilka kolejnych, które to z kolei psują niektóre inne rzeczy (napisane po polskiemu..). ;)
Lilu jest rozpieszczona. Nie jakoś masakrycznie, że np. gryzie, gdy coś się jej nie podoba, rządzi i dominuje, ale jest już trochę za granicą psa dobrze ułożonego.

"Idź mi stąd ty wstrętny gadzie, nic ci nie dam, teraz ja jem!"
...
*słodkie oczy*
...
....
......
"No dobra, masz."

__


"Do legowiska marsz!"
....
......
........
"No dobra, chodź do łóżka"


__


"Nie szczekaj!"
...
....
....
"A dobra idź"


Takie i jeszcze kilka innych sytuacji doprowadziły do tego, że w pewnych momentach po prostu nie podoba mi się zachowanie Lilu. I to jest tylko moja wina.
Np. wylatywanie na ogród z prędkością błyskawicy i darciem mordy na pół miasta. Nigdy nie zwracałam na to uwagi, ale ostatnio zaczęło mnie to wkurzać. Pies jest wtedy nie do odwołania, lata sobie wokół płotu bo przecież te drzewa wokół muszą słyszeć jak brzmi moje szczekanie! Dzisiaj zaczęłam nad tym pracować. Nie będę szczegółowo opisywać jak (rzecz jasna pozytywnie i bez bólu!) ale wzięłam ją na smycz i założyłam kaganiec. Chodziłyśmy sobie po ogrodzie, spokojnie, na luźnej smyczy, bez chwalenia - za każdym razem jak powiem np. dobrze, pies tak się zaczyna cieszyć, że zaczyna wariować, a tu potrzeba statyki ;) Nie byłam jeszcze pewna, ale ściągnęłam kaganiec. Cisza.
Efekty są. Idą psy (trzeba obszczekać!) a pies spokój. Zerknął tylko i szedł ze mną dalej. Normalnie by ciągnęła i darła się. Zaczynam iść - pies idzie, zatrzymuję się - pies też, jeśli zaczyna ciągnąć - "nie!" - później "równaj" - i idziemy. Zaryzykowałam i odpięłam linkę.
Jak miło było widzieć, jak mój pies spokojnie spaceruje sobie po ogrodzie, podlewając trawkę, wyciągając uszy na wiatr (ona to uwielbia robić :P).
Może po prostu potrzebuje właśnie takiego spaceru, który jej pokaże, że ufo wcale nie wylądowało w naszym ogrodzie i nie potrzebuje szczekania. Nie wiem, bo

nie, szkoleniowcem nie jestem. Nie mam pojęcia, czy zrobiłam dobrze, nie wiem na jakąś cholerę przyda mi się ta smycz i kaganiec. Po prostu tak miałam tego dość, że otworzyłam szafkę z rzeczami Lilu i wzięłam dwie pierwsze lepsze rzeczy jakie wypadły(czas posprzątać? ;-)). Zapewne gdyby była to zabawka, pracowałabym z zabawką :P  Zaskakuje mnie to, jak dużo się z nią uczę. Teoria to dużo, ale to co daje praktyka... Cały czas myślę, że jestem gotowa, żeby wziąć drugiego kudłacza i wychować go sobie na fajnego psa. I za każdym razem się mylę! ;-) Bo uczymy się cały czas. Całe nasze życie. I zapewne za tydzień będę bogatsza o nowe doświadczenia, ale chyba o to chodzi? by popełniać błędy, naprawiać je i wspólnie się przy tym bawić.
Tak jeszcze a propos tego drugiego kudłacza, bo pojawiają się pytania. NIC NIE MÓWIĘ! ;)

Dziś jeszcze obmyślę szczegółowy plan działania, bo nie wiem co więcej zdziałam z tym nieszczęsnym kagańcem ;-) Trzeba się wreszcie ogarnąć.


I być konsekwentnym.

niedziela, 4 grudnia 2011

Filmik część druga :)

W końcu znalazłam chwilę czasu i skleiłam część drugą.
To co potrzebuję w iMovie ogarnęłam(zrobienie tego filmu zajęło mi jakieś 2 godziny łącznie z nagrywaniem materiału i przesyłaniem do yt, a nie całą niedzielę tak jak kiedyś :D), więc sądzę, że filmiki będą pojawiać się częściej, jeśli tylko będzie temat :)

Dla tych, co nie widzieli część pierwsza:
http://www.youtube.com/watch?v=e2w_f3zEC1s&feature=related

I druga:

wtorek, 22 listopada 2011

A jednak jeszcze trochę słońca! ;-)

Pogoda chyba przeczytała moje ostatnie narzekanie i w niedzielę dała mi fajne słońce do zdjęć :)
Coś tam wyszło.
Ogólnie to przeszłyśmy z vaultów od brzucha na vaulty od nogi, nie wszystkie są jeszcze idealne, ale jest doobrze 8)



tak w ogóle to bardzo prosiłabym o jakieś komentarze co do jej figury, bo ciągle mi brakuje tego czegoś :P chyba ma trochę za dużo tłuszczyku, ale nie mam pojęcia czy to ja nie przesadzam :D no i pracujemy nad mięśniami ale efektów nie widać...
waży 8 kg, wzrost 35-36 cm










 prześwietlony pysk...
 i dwa zdjęcia które były totalnie nieostre i jako tako próbowałam je odratować

piątek, 18 listopada 2011

Jesień

Jesień do pewnego momentu była piękna, słodka i ciepła. Z przyjemnością wychodziło się z psem na spacer, uśmiechało na widok cudownie kolorowych liści, słońce świeciło, chciało się żyć.
Ale to się skończyło.
Niestety.
Jest zimno. Drzewa są gołe, liście spadły. Szaro, buro i ponuro. Nie ma słońca. Wieje wiatr. Dzieci nie latają po placach zabaw, na łąkach też ostatnio nie widziałam żadnego spacerującego psa. Najchętniej to zostałoby się w domu, psa wzięło na kolana(ahh ten termofor ;)) zrobiło kubek gorącej kawy i oglądnęło film. A co, jeśli psu to nie odpowiada? Ba, pies ma CAŁKOWICIE odmienne zdanie. W stu procentach. ;)
Siedzisz przy komputerze - znosi ci pod nogi wszystkie zabawki, podgryza nogawki. Siedzi przed drzwiami na balkon (stąd mamy widok na ulicę, zwłaszcza teraz, gdy krzaki nie mają liści). Powiedziałoby się wypuść i będziesz miała spokój. No już raz tak zrobiłam. Mój przeinteligenty pies zeskoczył na auto (Bogu dzięki mała wysokość) a z auta sruuuu na ogród. Dlatego nie jest tam wypuszczana. Z ogrodu też wraca po 5 minutach, a potem chce czegoś więcej. Jest bardziej rozszczekana i żywiołowa.
Ale to jest przecież normalne. To jest pies, który spaceru potrzebuje, niezależnie czy jest 40, czy -20 stopni. A że mi się to nie podoba... to mam problem ;-).
Ostatni tydzień byłam chora, co wiązało się z brakiem spacerów. Dzisiaj już z nią wyszłam mimo cholernego kaszlu i odkryłam kolejny minus takiej jesieni.
ZDJĘCIA! W ogóle nic nie wychodzi... mój aparat bezapelacyjnie do dobrych zdjęć potrzebuje dobrego światła. A światła nie ma! Niestety, nie mam lustrzanki ;)
Ah, i oczywiście mój kochany pies na spacerach ma olew na wszelkiego rodzaju zabawki, oprócz szarpanych, takich jak szarpak czy kawałek skarpetki 8). Na szczęście posłuszeństwo mamy GENIALNE w każdym znaczeniu tego słowa.

niedziela, 6 listopada 2011

Mamy filmik ;-)

Dzisiejsza niedziela mimo, że była słoneczna, była dość ograniczona. Ja przymusowo siedziałam w domu, a pies... musiał zadowolić się ogrodem ;)
Plus tego jest taki, że w końcu zebrałam się do zrobienia filmu i tak mi minął cały dzień :D Planowałam to już od dawna, ale najpierw ograniczał mnie brak dobrego komputera, a teraz brak czasu.



Tak jak widać jest to część pierwsza, ile ich będzie nie wiem. Mam jeszcze sporo materiału i chcę dograć nowy.

Przy okazji dodam jeszcze zdjęcia jesienne z ostatnich dni, bo potem zapewne nie będzie gdzie ich wstawić ;)





niedziela, 30 października 2011

Aport

Raz był, raz go nie było. Przez pewien okres czasu nic w tym kierunku nie robiłam, sama nie wiem czemu. Jeśli ktoś widział rollerowy filmik z wieku 6 miesięcy, który szybko usunęłam z yt... no idzie się załamać. ;) I tak naprawdę Lilu sama nauczyła się aportować na pewien okres czasu. Miała wtedy może 8 miesięcy, ja byłam zawalona nauką i połowę dnia siedziałam nad książkami. Biedne i poszkodowane sucz postanowiło zwrócić na siebie uwagę, wzięło zabawkę i zaczęło na mnie skakać. Przez pewien czas nie reagowałam, ale żeby mieć spokój wyrzuciłam jej tą zabawkę z pokoju. Łaaa, szczęście Liloka nie miało wtedy granic! Jako, że dalej siedziałam nad książkami sucze pomyślało, że zrobi to samo... i znów.... i znów.... I tak podświadomie nauczyła się aportować, tak jak wcześniej pisałam na krótki okres czasu. Nie wiem, co jej zepsuło aport, ale jakoś przed tegorocznymi wakacjami zaczęłyśmy go odbudowywać. I dzisiaj leży mi na kolanach pies, który zaaportuje wszystko, co się jej wyrzuci. Problem stanowi tylko szarpak, który podczas powrotu strasznie plącze się pod nogami i powrót trwa godzinę ;) a poddaje się tylko wtedy, gdy zgubi zabawkę, czyli np. piłka wpadnie w wysokie trawy. Szukać zdarzyło się jej tylko raz, podczas bardzo długiej przerwie nic nie robienia (kilka postów temu o tym pisałam).
Cieszę się z wypracowanego aportu, poszło nam to bardzo łatwo, a jeszcze kiedyś nie było do przyjęcia, żeby mój pies coś mi przyniósł. ;) Testowałam wiele technik i w końcu nam się udało :)

piątek, 21 października 2011

18!

Taaak, Lilcz kończy dziś 18 miesięcy :D Pamiętam, jak jeszcze nie mogłam mieć psa, później jak do nas przyjechała, była taka mała, a dziś już prawie dorosła...


poniedziałek, 17 października 2011