Taak... być konsekwentnym...
Nie zawsze dogadywałyśmy się. Były wzloty i upadki. Teraz jest świetnie, ale jest jedna rzecz, która ciągnie za sobą kilka kolejnych, które to z kolei psują niektóre inne rzeczy (napisane po polskiemu..). ;)
Lilu jest rozpieszczona. Nie jakoś masakrycznie, że np. gryzie, gdy coś się jej nie podoba, rządzi i dominuje, ale jest już trochę za granicą psa dobrze ułożonego.
"Idź mi stąd ty wstrętny gadzie, nic ci nie dam, teraz ja jem!"
...
*słodkie oczy*
...
....
......
"No dobra, masz."
__
"Do legowiska marsz!"
....
......
........
"No dobra, chodź do łóżka"
__
"Nie szczekaj!"
...
....
....
"A dobra idź"
Takie i jeszcze kilka innych sytuacji doprowadziły do tego, że w pewnych momentach po prostu nie podoba mi się zachowanie Lilu. I to jest tylko moja wina.
Np. wylatywanie na ogród z prędkością błyskawicy i darciem mordy na pół miasta. Nigdy nie zwracałam na to uwagi, ale ostatnio zaczęło mnie to wkurzać. Pies jest wtedy nie do odwołania, lata sobie wokół płotu bo przecież te drzewa wokół muszą słyszeć jak brzmi moje szczekanie! Dzisiaj zaczęłam nad tym pracować. Nie będę szczegółowo opisywać jak (rzecz jasna pozytywnie i bez bólu!) ale wzięłam ją na smycz i założyłam kaganiec. Chodziłyśmy sobie po ogrodzie, spokojnie, na luźnej smyczy, bez chwalenia - za każdym razem jak powiem np. dobrze, pies tak się zaczyna cieszyć, że zaczyna wariować, a tu potrzeba statyki ;) Nie byłam jeszcze pewna, ale ściągnęłam kaganiec. Cisza.
Efekty są. Idą psy (trzeba obszczekać!) a pies spokój. Zerknął tylko i szedł ze mną dalej. Normalnie by ciągnęła i darła się. Zaczynam iść - pies idzie, zatrzymuję się - pies też, jeśli zaczyna ciągnąć - "nie!" - później "równaj" - i idziemy. Zaryzykowałam i odpięłam linkę.
Jak miło było widzieć, jak mój pies spokojnie spaceruje sobie po ogrodzie, podlewając trawkę, wyciągając uszy na wiatr (ona to uwielbia robić :P).
Może po prostu potrzebuje właśnie takiego spaceru, który jej pokaże, że ufo wcale nie wylądowało w naszym ogrodzie i nie potrzebuje szczekania. Nie wiem, bo
nie, szkoleniowcem nie jestem. Nie mam pojęcia, czy zrobiłam dobrze, nie wiem na jakąś cholerę przyda mi się ta smycz i kaganiec. Po prostu tak miałam tego dość, że otworzyłam szafkę z rzeczami Lilu i wzięłam dwie pierwsze lepsze rzeczy jakie wypadły(czas posprzątać? ;-)). Zapewne gdyby była to zabawka, pracowałabym z zabawką :P Zaskakuje mnie to, jak dużo się z nią uczę. Teoria to dużo, ale to co daje praktyka... Cały czas myślę, że jestem gotowa, żeby wziąć drugiego kudłacza i wychować go sobie na fajnego psa. I za każdym razem się mylę! ;-) Bo uczymy się cały czas. Całe nasze życie. I zapewne za tydzień będę bogatsza o nowe doświadczenia, ale chyba o to chodzi? by popełniać błędy, naprawiać je i wspólnie się przy tym bawić.
Tak jeszcze a propos tego drugiego kudłacza, bo pojawiają się pytania. NIC NIE MÓWIĘ! ;)
Dziś jeszcze obmyślę szczegółowy plan działania, bo nie wiem co więcej zdziałam z tym nieszczęsnym kagańcem ;-) Trzeba się wreszcie ogarnąć.
I być konsekwentnym.
Nie potrzebnie tak robiłaś.Słodkie oczy i smutna minka...Jeśli zawsze tak będziesz posłuszna jej oczkom, to nic z tego nie wyjdzie.Dlatego tak jak napisałaś-trzeba być konsekwentnym.
OdpowiedzUsuńTrzreba być, trzeba, ale to wcale nie takie łatwe :))
OdpowiedzUsuń