Nie zezwalam na kopiowanie tekstów i zdjęć ze strony bez mojej zgody, zgodnie z Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170 cyt.:
kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione, stanowi naruszenie praw autorskich i powiązane jest z odpowiedzialnością karną”.

wtorek, 17 grudnia 2013

Łapy łapy, cztery łapy...

Wiadomo, że psy dzielą się na te spokojniejsze i trochę bardziej dzikie.
A znacie takiego, który potrafi nie wyhamować z biegu, uderzyć się w zad i w konsekwencji tegoż zdarzenia zrobić sobie COŚ?
Nie?

TUTURUTUTUTU, oto Lilu!



Czemu piszę "zrobić sobie COŚ"... otóż sama bym chciała wiedzieć co mój głupek sobie zrobił. Wszystko zaczęło się w sobotę tydzień temu. Niestety nie było mnie przy tym zdarzeniu, jedynie wiem z opisu mojej mamy - Liloka chyba złapała głupawka, ja miałam przemeblowanie w pokoju więc łóżko na środku, piesek nie zauważył, nie wyhamował i TRACH, przywalił zadem, ponoć solidnie... Resztę soboty było widać że troszkę gorzej chodzi i nie skacze (na łóżko, na ludzi itp.), ale następnego dnia wszystko wróciło do normy, poniedziałek ok więc sprawę olałam, aż do wtorku... kiedy to Lilu chyba chciała się mnie pozbyć z tego świata przez zawał. Wyobraźcie sobie, że piesek leży na dywanie, grzecznie, wy coś tam sobie robicie tyłem do niego, a tu nagle PISK! Dziki pisk i pies biegający w przerażeniu z zadem przy ziemi, a im bardziej jest przestraszona tym bardziej piszczy. Trwało to może minutę i ten wtorek był najgorszym dniem w całej historii Lilokowej autodestrukcji. Czyli po prostu wstała i coś ją musiało mocno zaboleć. Potem nastąpiło powolne chodzenie, nawet nie chodzenie a człapanie, dyszenie, niemożność schylenia się do miski, przejście kilku kroczków po czym stanie w miejscu, brak wydrapywania sobie dobrego miejsca do spania tylko od razu gleba, na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak. Ja przestraszona takim stanem rzeczy w środę rano pognałam do weta (wal się szkoło). Oczywiście najczarniejsze wizje - stawy, kości, kręgosłup, nerki, wszystko uszkodzone, niemalże już widziałam ją na łożu śmierci. Pani posłuchała o tym jak piesek nie umie biegać ;) powykręcała na wszystkie możliwe strony, a piesek... nic. Łapa wyciągnięta, druga też, a pieska nie boli. Cudownie ozdrowiała? Nie wiem, ale do dzisiaj nie mogę pojąć jak mogło ją nic nie boleć skoro dzień wcześniej była jaka była. Dostałyśmy tabletki przeciwbólowe i jeśli ten stan wróci to przychodzimy na rtg. Wszystko było cacy, jednak zauważalny był pewien dyskomfort i niepewność przy używaniu tylnych łapek (brak biegania, nie skacze, nie staje, momentami spowolniony ruch). Więc nie czekałam na nic więcej i pojechałyśmy na prześwietlenie. Co nam pokazało? Piękny szkielecik, wszystkie kosteczki całe, na swoim miejscu, narządy wewnętrzne w stanie nienaruszonym (czyste, piękne serce!). Dobra wiadomość.
Zła jest natomiast taka, że dalej nie wiemy co jej jest. Dzisiejszy dzień cały przespała i widocznie nie chce się jej ruszać. W takim razie co sobie uszkodziła? Mięśnie? Przejdzie samo czy nie? 

Ehh, co dalej Liloku?

czwartek, 10 października 2013

Wiedza a umiejętności

Czasem tak mam, że mimo pomysłu na notkę nie wiem jak ładnie ubrać w słowa to co mi siedzi w głowie. To jest właśnie ta chwila! Także za chaotyczność/niezrozumiałość z góry przepraszam :)

Czasem w życiu z psem mamy sytuacje, gdy (zakładając optymistycznie) wiemy jak go czegoś nauczyć a kompletnie nam to nie wychodzi.
W innym przypadku mamy styczność z osobą, która w rozmowie wydaje się być ogarnięta w temacie piesków, a potem okazuje się że jej czterołap w kwestii wychowania pozostawia wiele do życzenia i bynajmniej nie ze swojej biednej zwierzęcej winy 8)

Warto w takich sytuacjach podzielić swoje kompetencje na wiedzę a umiejętności. Ten temat ostatnio mnie zaciekawił, ponieważ pokazał mi jak dużo wiem, a mało umiem. Zupełnie jak teoria/praktyka. W przypadku psów jedno bez drugiego nie istnieje. Gdy coś mi nie wychodzi często się frustruję, a wystarczy aby popatrzył na to ktoś z boku i pokazał błąd, który dla mnie często (lecz nie zawsze) jest oczywistym błędem, lecz nie zdaję sobie sprawy z tego, że go robię :) Wiem, lecz nie umiem - w tym przypadku do końca poprawnie - czegoś wykonać. 
Przykładów jest mnóstwo. 
 Wiem jak dobrze rzucać frisbee, ale na 4 strefę jeszcze nigdy nie doleciało 8)
   szkolnie - przykłady z fizyki jak najbardziej rozumiem, ale sama za Chiny ich nie zrobię :p

I ostatni przykład, wg mnie najdobitniej pokazujący to, o co mi chodzi. Bardzo uogólniając - wiem co robić, aby wychować sobie fajnego sportowego pieska, ale czy mi się uda? ;-)


Jest tutaj także bardzo ważna kwestia: nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz.
Także DO DZIEŁA! :)


sobota, 21 września 2013

Liloko pozuje

Tak właściwie to kompletnie nie mam pomysłu na notkę, chcę tylko wrzucić przefantastyczne zdjęcia autorstwa Karoliny Komendy - dziękujemy (po raz setny) i tu :)

wubba sprawuje się fantastycznie!






kuku :)



...
nie potrafię znaleźć słów jak bardzo kocham tego psa <3


piątek, 13 września 2013

Bo to co dobre szybko się kończy... wakacje'13

Post trochę spóźniony, także nadrabiamy...

Zaczął się wrzesień, bardzo ponury miesiąc... Z blogowaniem w wakacje było bardzo słabo, no bo co to są całe DWA posty na taki okres czasu? ;)

Wakacje spędziłyśmy głównie na odpoczywaniu :) ćwiczyłyśmy różne rzeczy ale było to głównie utrwalanie, dopracowywanie i po prostu zajęcie czasu wolnego. Mimo wszystko gdy już coś robiłyśmy starałam się mieć przy sobie aparat żeby móc stworzyć jakieś 'dzieło' podsumowującowakacyjne! Ostatni raz Liloka na yt (nie licząc 'tuptania') mieliście okazję zobaczyć 7 miesięcy temu, także już trochę minęło :)
Superprodukcja to nie jest, momentami wieje nudą, ale zapraszam!



Poza tym... wiecie że uwielbiam dostawać paczki?


może jakaś recenzja? ;-)

wtorek, 30 lipca 2013

O ucieczce od wielkiego miasta, czyli wakacje na wsi :)

To jest to, co uwielbiam najbardziej!
Uciec od wszystkich ważnych spraw, od natłoku miasta, odpocząć od wszystkiego! Czyli uciekłyśmy na wieś, dokładnie tam gdzie dwa lata temu - do Czarnego Dunajca. Czarny Dunajec duży nie jest, jest za to świetnym miejscem wypoczynkowym, bo taki był nasz cel - nie zwiedzać, nie łazić po górach tylko smażyć się na słoneczku i co najwyżej spacerować ;-)

Lilu nawiązała znajomości z młodymi baranami, cielakami, trochę większymi krowami, kurami, kogutami, kaczkami, gęsiami, dwutygodniowymi kotkami... było co robić :)
Na zdjęciu malutkie istotki, które były absolutnie przesłodkie (jak bardzo nie lubię kotów...) :) na pierwszym zdjęciu maluszek ma 2 dni, na drugim jego brat w wieku 2 tygodni.


Co było chyba rzeczą najpiękniejszą - kompletny brak komarów! Mogłam normalnie wyjść na wieczorny spacer w szortach i t-shircie wracając w stanie nienaruszonym :)
A spacerować było gdzie 



W upalne dni chodziłyśmy nad pobliską rzekę, niezbyt głęboką, kamienistą, zimną! :) Lilu ku mojemu zaskoczeniu wchodziła do wody bez problemu, generalnie z zanurzonymi do połowy łapkami stała w miejscu i chłodziła się.







Zaraz obok naszego domu znajdował się kort tenisowy, który oczywiście wykorzystałam do obikowania i innych ćwiczeń (filmik będzie na podsumowanie wakacji :))


Prawda jest taka, że daleko wychodzić nie musiałyśmy. Pod nosem miałyśmy ogród, gdzie można było gonić koty i kury które uciekały z kurnika :P a dla ludzi małych i dużych była altanka z grillem, leżaki, trampolina i drewniany domek ze zjeżdżalnią, który o zachodzie słońca oczywiście wykorzystałyśmy do zdjęć!










Odpoczęłyśmy, o taaak!








piątek, 28 czerwca 2013

Obikowe postępy

Wakacje!
Tak, jakby ktoś jeszcze nie wiedział, mamy wakacje :-) Ogromnie się cieszę, że w końcu nadeszły i udało mi się przeżyć ten szaleńczy rok. Ostatnie miesiące były straszne. Egzaminy, wyjazdy, ganianie za ocenami, rekrutacja, duże wesele w rodzinie... zaniedbałam psa okropnie. Sama czułam się tak wyprana psychicznie, że na nic nie miałam ochoty. Najchętniej całymi dniami obijałabym się i nic nie robiła. Na szczęście to koniec! Optymizm wrócił, plany i przede wszystkim chęć do życia :D
Co do Lilokowego stanu możecie zauważyć to na obikowym filmiku, który będzie zaraz. Na pewno musimy zrzucić ok. 2 kg, oprócz tego zrobić psie spa ;) Jednorazowo zmieniłam karmę na najzwyklejszego Brita i odbiło się to na sierści. Zrobiła się taka.. sucha, niemiła w dotyku, puszysta i wszędzie odstawała. Teraz jesteśmy na Bricie Premium Medium i na szczęście wszystko wróciło do normy - kłaczki "oklapły" i z powrotem są miękkie piękne i błyszczące :) Dodatkowo Lilok po ostatnim podcinaniu odrósł. Połączenie tego wszystkiego daje nam psa, który wygląda jakby miał conajmniej 5 kg nadwagi!

Zaniedbanie w pracy także odczułam, zwłaszcza podczas występu na takim jakby dniu promocyjnym mojego gimnazjum. Miałyśmy pokazać się dwa razy. Pierwszy występ - masakra... Lilok dość wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że chyba sobie z niej jaja robię, ciągle nie mam czasu, ale jak już ją gdzieś zabieram na występ to oczekuję, że będzie chodzić jak w zegarku? Hahahahah ;) Publiczności się podobało, bo jakieś tam proste sztuczki udało się zaprezentować, ale mi się zrobiło niesamowicie przykro... byłam (i wciąż jestem) cholernie zła na siebie, na szkołę i wszystko wokół za to, jak jest. Czułam się jakby nasza więź  'trochę' podupadła. Musiałam się przejść na spokojnie i wszystko przemyśleć. Mój stan psychiczny osiągnął dno :D na szczęście zebrałam się w sobie i drugi występ wyszedł super!
Li już była po chyba 3/4 godzinach przy głośnej scenie, tłumie ludzi, jak na takie warunki dała radę! Muzyka była puszczona głośno, więc musiałam się do niej dość schylać żeby mnie słyszała... :P Trzeba ją pochwalić, bo pięknie odpoczywała w klateczce (pierwszy raz poza domem). Na początku miała opory z pójściem spać, ścinało ją nieźle, ale widziała, że ja odchodzę w tłum, potem wracam itp. więc wolała czuwać i pilnować. Na szczęście później się przekonała, że jej nie zostawię i poszła w kimę :)

Po zaaktualizowaniu informacji mogę już przejść do tematu właściwego ;) Chciałam trochę opowiedzieć o naszym chodzeniu przy nodze, które męczymy już długo (może dlatego, że niezbyt często :P). Jak to wyglądało na początku? Hm... niezbyt obiecująco. Nie umiałam znaleźć sposobu, który by pobudził Liloczka do życia. Ciągle spóźniała, nie trzymała kontaktu i najwidoczniej nie rozumiała jak w to się bawić. Jakoś rok temu Magda od Lucy naprowadziła nas na dobry tor pokazując jedno banalnie proste ćwiczenie, które.. zadziałało! Potem zaczęło się kombinowanie - przekształcanie, dodawanie, wymyślanie. Wyglądało to coraz lepiej, pojawił się natomiast problem samego ruszenia z miejsca - ja zaczynałam, Li spóźniała i dołączała do mnie jak ja już zrobiłam 10 kroków ;) Tu zastosowałam 3 mega fajne słowa, które potęgują napięcie, skupienie i wszystko co możliwe :) czyli 'ready, steady, go' - na potrzeby ćwiczenia zmienione na 'ready, steady... RÓÓÓÓÓÓÓÓÓWNAAAAAAAAAAAJ!'. Często zaczynałyśmy biegiem, Li nawet mnie wyprzedzała, ale pokazało jej to, że ruszyć z miejsca trzeba żwawo :)
Teraz wyszedł problem z dostawianiem się do nogi przy zatrzymaniu. Li idzie w pewnej odległości (co już tak zostanie) więc automatycznie siada dalej. Na to jednak też mam pomysł, więc czeka nas robota.
Co jest na filmiku? Nie miał on ujrzeć światła dziennego (ale pies mnie zachwycił :>) więc nie robiłyśmy nic bardziej widowiskowego niż dłubanie w technicznych szczególikach, głównie właśnie ruszanie z miejsca, kontakt i zatrzymywanie się. Z czym co do tego ostatniego - jest to jeden z pierwszych treningów, na których problem wyszedł, więc tylko ją poprawiałam. Aktualnie jestem mega dumna z tego, jak to wygląda! Zwłaszcza kontakt wzrokowy <3333 Jeszcze dużo pracy przed nami, ale jest cudownie :)
Na filmiku można też zauważyć, że Li przez pierwsze kilka kroków nie trzyma kontaktu. Powód bardzo prosty - zaczynamy chodzenie troszkę niżej, tam jest mały stopień a ona w takich sytuacjach wciąż woli patrzeć przed siebie. Nad wlepionymi oczętami niezależnie od nierówności i przeszkód na drodze będziemy pracować, ale jeszcze na to za wcześnie, zbyt zaawansowany poziom :P
Bez większej ilości zbędnego gadania:


Nasze plany na wakacje? Przede wszystkim doprowadzić się do stanu używalności :P schudnąć 2 kg, co myślę, że zajmie nam kilkanaście dni. Zaczęłyśmy już dzisiaj - ćwiczenia na peanut'cie i wieczorne bieganie zaliczone :) Potem dalsze, ale już kreatywniejsze obikowanie i pracowanie nad rzutami oraz figurami we frisbee. Mam nadzieję, że będzie z tego superprodukcja filmowa :)

A dla wszystkich czytelników wszystkiego najlepszego na najbliższe piękne dwa miesiące! :)

wtorek, 28 maja 2013

Halo halo, pobudka!

Blog śpi... Na szczęście nie oznacza to, że śpimy i my :)
Życie pędzi nieubłaganie, jestem już nieźle wyprana psychicznie i fizycznie całą tą bieganiną za ocenami, rekrutacją itp.. Na szczęście piesek cierpi na tym mając jedynie zmniejszoną liczbę i długość spacerów. Z całą resztą męczę ją dość porządnie :P Rzucamy deklami, skaczemy, obikujemy i uczymy się sztuczek.
Co do tego pierwszego - softflite pup to zdecydowanie nasz dysk! Trzeba wyposażyć się w kolejne :) Skupiamy się głównie na backhandach, które wychodzą nam już całkiem całkiem! Moim celem jest wytłumaczenie suczy sensu pogoni za dyskiem - aktualnie ma wyrzucany z ręki na niewielką odległość. Często zdarza się jej naprawdę cudownie wyskoczyć, oderwać się od ziemi, złapać i w pięknym stylu wylądować! Dlatego utrwalamy, utrwalamy i utrwalamy takie zachowania na krótkich, a efektownych treningach. Co do reszty figur - ruszyłyśmy tylko flipy, które też nam całkiem zacnie wychodzą. :) Overy, vaulty itp. zostawiłyśmy. Przede wszystkim czekam na lepszą motywację. Postanowiłam również, że sucz będzie je łapać z niższych wysokości, mimo że potrafi zrobić leg vaulta gdy normalnie stoję z ugiętą nogą, będzie je robić gdy klęczę :P Jednak tak jest lepiej, gdy pies ma zmienną motywację.
Obiobiobi... powoooluuutku ruszamy pozycje, ale to baardzo powolutku. Raczej wciąż szlifujemy chodzenie przy nodze, na które również nie mogę narzekać! Pracujemy nad tym, aby tuptanie dla Lilaczka było największą radością jaka ją może w obi spotkać :D
I ostatnie to sztuczki. W naszym repertuarze zagościła sztuczka "make the face" którą skracam po prostu do "face". Jestem niepocieszona faktem, iż Lilaczoo nie wystawia swoich pięknych ząbków, przez co nie wygląda już tak efektownie... cóż, nie można mieć wszystkiego ;)) Kiedyś zaczęłyśmy przytulanie zabawki przy świstaku do czego musimy wrócić. Kolejna z zaczętych nieskończonych to czołganie, na które będziemy potrzebowały więcej czasu.

Krótkie sprawozdanie co u nas - mam nadzieję, że niedługo złe chwile miną i będę mogła napisać o czymś konkretniejszym, w końcu skleić filmik, który planuję od bardzo dawna oraz wstawić jakieś zdjęcia!
A tymczasem 14 czerwca czeka nas kolejny występ... :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

3 lata

Tak, mój mały Mistrz obchodzi dzisiaj swoje trzecie urodzinki!
Jakoś nie czuję weny do napisania długiej, full wypas notki ;). Po prostu ogromnie cieszę się, że mam przy sobie tego kudłacza i mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele, wiele lat i przygód razem!


sobota, 13 kwietnia 2013

O tym jak Lilu została Talentem Roku!

W poprzedniej notce pisałam o występie na szkolnym pokazie talentów. Dostałam wtedy info, żeby przygotować się na kolejny pokaz na czerwiec... po czym plany się zmieniły, na piątek 12.04 na kolejną edycję w sąsiedniej szkole... o czym dowiedziałam się (przypadkiem!) w poniedziałek. Czyli było 5 dni na przygotowanie układu, wybranie muzyki, przećwiczenie go żeby wyglądało to lepiej niż poprzednio. Dużo czasu nie było, zwłaszcza, że dzień przed było moje bierzmowanie, a szkoła szła wciąż swoim tokiem wcale nie żałując sprawdzianów i kartkówek... Mimo wszystko dałyśmy radę! Zawsze mówiłam, że spontan najlepszy - jakoś o 3 w nocy naszła mnie wena, wzięłam kartkę, długopis i zaczęłam tworzyć nasz układ... Piosenki do wyboru miałam dwie, ostatecznie wybrałam imagine dragons - it's time. To był strzał w dziesiątkę, nie dość że łatwo mogłam dopasować sztuczki do rytmu muzyki, to jeszcze jest tam bardzo fajny fragment, który zresztą zauważyłam po występie czytając tłumaczenie...
The path to heaven runs through miles of clouded hell right to the top
Don't look back
No dobra, może u nas nie było takiego strasznego piekła, ale te wszystkie kryzysy dały w kość... :P

Wszystko przećwiczyłyśmy może dwa razy... a potem nadszedł piątek ;)
Budzę się, patrzę na zegarek, a tu 9:00... za pół godziny miałyśmy być w szkole, a ja nie ogarnięta, pies nie przygotowany, sama droga też trochę zajmuje... na szczęście udało nam się zdążyć na czas. A nawet byłyśmy chwilę przed, ponieważ okazało się, że występy zaczynają się znacznie później, nasz to już w ogóle, ponieważ szły kolejno klasy 1-3, 4-6 i gimnazjum. Hmm, to nie było zbyt dobre - podstawówka, milion dzieci, wszystkie MUSZĄ zobaczyć pieska, MUSZĄ go pogłaskać, MUSZĄ, po prostu MUSZĄ, bo tak. Prosiłam o 'nie denerwowanie pieska, bo jest przed występem' ale nie zawsze to coś dawało, dlatego uciekałyśmy do szatni...

Lilu na szczęście miała pełny olew na dzieci, chodziła luźno bez smyczy - wystarczało, żebym ja gdzieś odeszła, a ona za mną jak żmijka prześlizgując się między naszym młodym pokoleniem ;) Gały miała cały czas wlepione we mnie, przy dzieciach była nawet bardziej skupiona, gdy robiłyśmy jakieś sztuczki one się odsuwały i patrzyły, także mądry piesek wywnioskował, iż moja komenda równa się z uwolnieniem od zbyt dużej ilości małych rączek! Bardzo cieszę się, że cały czas merdała ogonem, nie wyłączyła się i nie było tego wyrazu 'pańcia uciekajmy stąd'..
Ostatecznie wystąpiłyśmy chyba po 1,5/2 godzinach od przyjścia, także pies był zmęczony, nie tylko dzieciakami, ale także ogólnym hałasem i nowym miejscem. Widoczna była praca na zwolnionych obrotach, ale wszystkim się podobało! Naprawdę pierwszy raz spotkałam się z sytuacją, gdy wszyscy są 'na tak' co było dla mnie miłym zaskoczeniem :)
Co do samego występu - nie wyszła nam sekwencja 'kuku-poproś-dziesiątka' zupełnie nie wiem czemu, bo Lilu ma to zakodowane w główce dość porządnie i robi to z automatu, nie wyszedł nam też 'ukłon' pod koniec, kiedy to Li postanowiła sobie dwa razy zawarować. A gdy wcześniej dostała komendę 'zdechł' ukłon wyszedł perfekcyjnie ;))) Trzeba wiedzieć, że gdy Li wpadnie w fazę klapnę zamiast się kłaniać, nie zrobi tego porządnie dopóki nie włożę jej ręki pod brzuch i nie powtórzę komendy. Cyrku tam już nie chciałam robić, więc to olałam i skończyłyśmy występ. Mamy nagranie, wrzucone na fejsa, także jakby ktoś nie mógł zobaczyć to proszę o komentarz, przerzucę na yt :)
Wnioski? Podświadomie za dużo i za często niepotrzebnie pokazuję jej co ma robić. Poza tym jak na takie warunki dała radę, naprawdę jestem z niej mega dumna!
Zaraz po złapałam smycz i wyszłyśmy na zewnątrz złapać trochę powietrza. Jak na złość zaczęło lać, więc nasze dotlenianie się nie trwało zbyt długo :P wróciłyśmy i znowu dzieci... które jakoś cudownie się rozmnożyły! No cóż, wybór był taki: albo zostajemy na korytarzu i Lilu jest przez nie mordowana, albo idziemy na salę, gdzie maluchy na szczęście siedzą grzecznie, ale jest dużo głośniej. Wybrałam opcję drugą, Lilokowi najwidoczniej też się spodobała, wskoczyła mi na kolana i poszła spać olewając hałas :) Jakoś przetrwałyśmy do ogłoszenia wyników. Z każdej grupy wiekowej było wybierane kilka wyróżnień i główny tytuł Talent Roku. Szczerze miałam mieszane uczucia czy go zdobędziemy, mimo, że reakcja publiczności wskazywała dość jednoznacznie i każdy mnie o tym zapewniał. Tak to już jest, gdy się w tym dłużej siedzi, widzi się więcej niedociągnięć od statystycznego Kowalskiego :P
Tak więc siedzimy sobie spokojnie na końcu sali gimnastycznej, słychamy nazwisk tych, którzy otrzymali wyróżnienia, ja staram się nie denerwować, a chwilkę potem... 
"no i oczywiście nasz Talent Roku, tylko chyba śpi..." 
chwilka ciszy zanim publiczność zrozumiała, każdy obrócił się do tyłu i z bananami na twarzach wszyscy zaczęli bić brawo, w sali dość konkretnie zahuczało! Mój uśmiech był niemało większy, łzy stanęły mi w oczach (ale się nie rozpłakałam, yeah! :D), to było bardzo fajne uczucie, byłam tak cholernie dumna, szczęśliwa i nie wiem co jeszcze, że.. ah i oh ;) Niezapomniane :) 13 edycja, nasza szczęśliwa!
Li wróciła do domu i odsypiała resztę dnia... wyglądała jakby trochę przesadziła z %%... ;-)
A na kolejny pokaz zostałyśmy zaproszone już w następny piątek z okazji Dnia Ziemii, tym razem w trochę innych warunkach, na zewnątrz.

Jestem mega zadowolona z Liloczka, stąd taka długa relacja (ha, niby zwykły występ w szkole, a tyle emocji ;)), po prostu musiałam opisać wszystko z najmniejszymi szczegółami :D Każdemu, kto dotrwał do końca - DZIĘKUJĘ!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Spring, where are you?

Pierwsza ważna informacja: od piątku blog będzie funkcjonował pod nowym adresem http://liluckcs.blogspot.com/

Chyba nikogo nie zdziwimy pisząc, że u nas kwiecień i ŚNIEG. Co prawda dzisiaj przez kilka godzin świeciło ładne słoneczko, ale nie zapominajmy o prima aprilis :) Blog zyskał nową szatę na przywołanie wiosny, która mam nadzieję nadejdzie już niedługo. Oprócz nowych kolorów edytowałam strony, na które możecie trafić klikając w banerki po prawej stronie, a także każdy post dostał etykiety. Mam nadzieję, że nowy wygląd przypadł Wam do gustu ;)

U nas trochę nowości. Aktualnie pogoda nie pozwala nam na dużo, dłubiemy sobie obi i ćwiczymy różne kombinacje na hopkach, a także uczymy się nowych sztuczek. W planach mam zamiar zająć się rozwijaniem Lilokowych umiejętności fizycznych.
21.03. miałyśmy okazję wystąpić w szkolnym pokazie talentów. Miałam bardzo mieszane uczucia jak to wyjdzie, jednak ostatecznie okazało się, że oczywiście to ja zawaliłam - stres mnie zjadł kompletnie i zapomniałam o kilku sztuczkach. Sucz natomiast spełniła swe zadanie na 101%! Udało się wywalczyć II miejsce (brakowało jednego głosu do remisu z I), ale czuję niedosyt. Na szczęście zostałyśmy zaproszone na inny pokaz w czerwcu, więc jest jeszcze dużo czasu do przygotowania czegoś fajnego. ;)

Zdjęcia z początku marca, gdy wiosna przyszła do nas na chwilkę.

piesek radośnie sobie hasał



i wcale nie było zimno :c










Potem przyszła znów zła zima... która trwa do dzisiaj...




wiosno, czekamy!