A tymczasem postanowiłam naskrobać coś o tegorocznych wakacjach. Nie były jakieś szalone, najbardziej brakowało mi wyjazdu z Lilu na jakąś wieś, bez kontaktu z cywilizacją :PP spacerów po lesie, nad wodę... całe wakacje spędziłyśmy w mieście.
Przez lipiec nie robiłyśmy właściwie nic ;) oprócz nauczenia się kilku nowych sztuczek. Podczas mojego wyjazdu Li była u znajomej, a potem zaczęła się cieczka i tak zleciał nam cały miesiąc :P Sierpień był trochę aktywniejszy, byłyśmy na wielu różnych treningach, spacerach, generalnie mam dość Błoń na najbliższy miesiąc :D wzięłyśmy się w końcu porządnie za obi. Nasze chodzenie przy nodze się poprawiło, choć wciąż nie jest idealne.
Celem naszych wakacji było udoskonalenie pracy w nowych miejscach, gdzie jest dużo więcej rozpraszających bodźców. Czy się to udało? Hmm, niestety to jest temat, nad którym załamuję ręce. Nie wiem od czego to zależy, nie wiem, co jeszcze mam robić, nie wiem, czy nie lepiej odpuścić... praca Li zmienia się jak... no nawet nie umiem znaleźć porównania. Teraz może być ok, ale za sekundę pies nagle BUM! koniec! aktualnie wypięła się na zabawki, ukochane szarpaki są okropne, ostatnio olewa również żarcie... Co mnie bardzo boli nie przychodzi. Gdy ja uciekam ona nie biegnie. Jedynie ok jest w domu, no ale ileż można tłuc sztuczki i to jeszcze w miejscu, które sucz zna na wylot?
Podjęłam również bardzo trudną decyzję, nad którą rozmyślałam godzinami. Zrezygnowałyśmy z flyballu.
Co prawda w przyszłym roku będę biegać z Bertą, ale jednak to nie to samo, co z własnym psem. Mam wrażenie i ogromną nadzieję, że to tylko ciąża urojona, że to minie, że po sterylizacji wszystko zniknie i że to tylko zła bajka. Niestety, jeśli dalej taki stan pozostanie (bo takich kryzysów w naszym życiu był ogrom), będziemy powoli musiały rezygnować ze wszystkiego. Łatwo powiedzieć "nie poddawaj się, walcz!" ale co ja mam zrobić? Nie mam już pomysłu...