No bo nie umiemy. Lilu czeka na każde moje wezwanie, a ja mam taką ochotę zrobić z nią coś, że mnie roznosi. Tyle, że dwuminutowy trening frisbee to dużo za mało, obi na spokojniejsze dni, zwykłe sztuczki robią się nudne, a więc... pozostaje nam agility.
Jakoś nigdy nie lubiłam tego sportu, dla mnie zawsze było to takie ot bieganie sobie z psem po torze. Ostatnio dochodząc do wniosku, że tylko ten sport nam zostaje, jeśli planujemy coś na poważnie, mam ogromną ochotę po prostu pobiegać z Lilu, poskakać i wreszcie ją zmęczyć. Tyle, że nie mamy gdzie. Nie mam talentu do robienia przeszkód - dwie ostatnie zrobione przeze mnie hopki były... czymś, co ustawiało się i montowało pseudo-tyczkę pół godziny... Kasy na tor zwyczajnie nie mam, a w interesującym mnie klubie cisza jak makiem zasiał. Bieeedne z nas żyjątka!
Nie zezwalam na kopiowanie tekstów i zdjęć ze strony bez mojej zgody, zgodnie z Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170 cyt.:
„kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione, stanowi naruszenie praw autorskich i powiązane jest z odpowiedzialnością karną”.
„kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione, stanowi naruszenie praw autorskich i powiązane jest z odpowiedzialnością karną”.
sobota, 24 września 2011
piątek, 16 września 2011
Pitu pitu
Pitu pitu bo nic konkretnego tylko same zapiski. :)
Dalej kontynuujemy sobie spacerowanie bez niczego, jaka Lilu potrafi być posłuszna :D wraca na każde "do mnie" , pilnuje się, olewa samoloty (co ciekawe w domu już nie..) po prostu cud miód sielanka ;) jest tylko jeden minus: trzymając się tak blisko mnie w ogóle nie wraca do domu zmęczona. Po prostu sobie spacerujemy, łąki są dość duże, ale obejście ich raz w ogóle jej nie męczy. Dzisiaj próbowałam jej uciekać, żeby trochę pobiegała, było trudno, bo blisko się trzymała, ale pies bardziej zmęczony niż zwykle. No i uwaga! Lilu prosi mnie pracę! Nie wiecznie ja ją, tylko teraz te maślane oczy mówią "zrobimy coooooś?". Osiągnęłam to co chciałam. Nie wracamy jeszcze do częstych treningów (co idzie mi z trudem bo ja nie umiem o tak po prostu nie pracować z psem...), co daje efekt, że na każdym Lilu daje z siebie 100%. Aport wyrobiłyśmy sobie bardzo fajny, przyniesienie ekspresowe (pomijając szarpak, który plącze się jej między nogami i co chwilę musi sobie poprawiać chwyt żeby donieść), mamy zrobione nawet szybkie omijanie wskazanych drzew i póki co odłożyłyśmy wszystkie sztuczki (pomijając stanie na stopach bo to w pewnym sensie też pomaga) i zaczęłyśmy rozwijać masę mięśniową ;). No i musimy schudnąć! Tzn. Lilu, bo po pierwsze wet powiedział do niej "tłuścioszku" 8) po drugie nie czuć żeber, po trzecie przy dzisiejszym czesaniu furminatorem skóra wręcz jej falowała :P Optycznie jakaś masakrycznie gruba nie jest, ale to tylko przez opitolone futro na brzuchu.
Dalej kontynuujemy sobie spacerowanie bez niczego, jaka Lilu potrafi być posłuszna :D wraca na każde "do mnie" , pilnuje się, olewa samoloty (co ciekawe w domu już nie..) po prostu cud miód sielanka ;) jest tylko jeden minus: trzymając się tak blisko mnie w ogóle nie wraca do domu zmęczona. Po prostu sobie spacerujemy, łąki są dość duże, ale obejście ich raz w ogóle jej nie męczy. Dzisiaj próbowałam jej uciekać, żeby trochę pobiegała, było trudno, bo blisko się trzymała, ale pies bardziej zmęczony niż zwykle. No i uwaga! Lilu prosi mnie pracę! Nie wiecznie ja ją, tylko teraz te maślane oczy mówią "zrobimy coooooś?". Osiągnęłam to co chciałam. Nie wracamy jeszcze do częstych treningów (co idzie mi z trudem bo ja nie umiem o tak po prostu nie pracować z psem...), co daje efekt, że na każdym Lilu daje z siebie 100%. Aport wyrobiłyśmy sobie bardzo fajny, przyniesienie ekspresowe (pomijając szarpak, który plącze się jej między nogami i co chwilę musi sobie poprawiać chwyt żeby donieść), mamy zrobione nawet szybkie omijanie wskazanych drzew i póki co odłożyłyśmy wszystkie sztuczki (pomijając stanie na stopach bo to w pewnym sensie też pomaga) i zaczęłyśmy rozwijać masę mięśniową ;). No i musimy schudnąć! Tzn. Lilu, bo po pierwsze wet powiedział do niej "tłuścioszku" 8) po drugie nie czuć żeber, po trzecie przy dzisiejszym czesaniu furminatorem skóra wręcz jej falowała :P Optycznie jakaś masakrycznie gruba nie jest, ale to tylko przez opitolone futro na brzuchu.
We frisbee wróciła nam motywacja, odeszło łapanie (nie licząc rollerów) więc... rezygnujemy z frisbee. Tak, ja kochająca dekle, tak po prostu rezygnuję! Nie widzę sensu dalej tego ciągnąć... pewnie wybierzemy się na jakieś seminarium i dopiero wtedy zobaczymy, ale wątpię żebym chciała do tego wrócić z Lilu poza okazjonalnym ciapaniem deklami na "zmęczenie psa". Co nie znaczy, że z przyszłym psem nie chcę frisbować, ale to już całkiem inny temat. ;) Zajmiemy się głównie agility, obidience, a poza tym tak jak zawsze sztuczkowaniem. :)
piątek, 9 września 2011
Uzależnienia...
... czyli do czego ciągnie mnie najbardziej wchodząc do Karuska ;)
Poproszę taki koszyk na urodziny, z zawartością of kors 8) te obok też mogą być, przydadzą się :P
piątek, 2 września 2011
Podsumowanie wakacyjnych postanowień
3 rzeczy, którymi miałyśmy się zająć podczas wakacji:
Świadomość zadu: podstawy że tak powiem mamy zrobione. Lilu umie cofać, wchodzić na małe podwyższenia, duże podwyższenia, teraz próbujemy na obiekty pionowe. Zacięłyśmy się przy ok. 85 stopniach, bo przy 90 suka strasznie się ślizga lub nie umie utrzymać się na przednich łapach. Zapewne z czasem to przyjdzie, jak sobie mięśnie wyrobi. Kompletnie nie idzie nam okrążanie z przednimi łapkami na podwyższeniu, bo przy nakierowywaniu smaczkiem Li po prostu wchodzi na książki (jakieś rady?).
Frisbee: ruszyłyśmy do przodu z backhandami. Sucz ma zakodowane, że trzeba wyskoczyć, aczkolwiek muszę nauczyć się pod nią rzucać, a to nie takie łatwe :P (chyba czas na jakieś seminarium..) Poza tym ciągle spada nam motywacja, więc chyba powrócimy do treningów raz na 10 dni i na początek tylko szarpanie.
Posłuszeństwo: tfu tfu żeby nie zapeszyć, ale mamy odbudowane w 100 %! I tu chciałabym się trochę bardziej rozpisać. Znalazłam mój błąd: za dużo od niej chciałam, zapominając, że to nie jest pies pracujący. Kiedyś na spacery chodziłam z torbą, a w niej aparat (no ale to akurat standard), frisbee, szarpak, piłka, saszetka ze smaczkami i inne rzeczy w celu "każdego po trochę". Za bardzo chciałam upodobnić ją do bordera, za dużo i za często z nią pracowałam i sucze w końcu się zgubiło, nie słuchało, rozpraszało się. Na szczęście Lilu to pies "wybaczę Ci każdy Twój błąd". I od kilku dni wprowadziłam stanowczą zmianę: chodzimy na spacer tylko ze smyczą i kilkoma smaczkami (do nagradzania za każde przyjście). Lilu szczęśliwa i ja też. Z czasem zapewne wrócimy do jakiegoś fri lub cuś ;) Łazimy sobie po łąkach kompletnie bez zamiaru jakiejkolwiek pracy. Przychodzi na każde moje zawołanie. Olewa ludzi. OLEWA SAMOLOTY! Słucha się mnie! W końcu ja tu jestem przewodnikiem. Ufa mi, a ja jej. Nie potrzebna nam linka. Gdy wącha sobie coś w trawie co jakiś czas wystawia głowę do góry i tylko patrzy czy jej nie wołam, czy jestem blisko. Na skrzyżowaniu dróżek na łąkach też tak na mnie patrzy z miną "gdzie idzemy? tutaj? ok". Nie potrafię opisać tego uczucia, gdy po długiej pracy, wylanych łzach, chwilach zwątpienia nareszcie dogadałyśmy się.
Kocham ją za to, że wybacza mi każdy błąd. Kocham ją za to, że jest moim pierwszym psem "na którym się uczę". Po prostu ją kocham, bo jest genialna ;)))
Świadomość zadu: podstawy że tak powiem mamy zrobione. Lilu umie cofać, wchodzić na małe podwyższenia, duże podwyższenia, teraz próbujemy na obiekty pionowe. Zacięłyśmy się przy ok. 85 stopniach, bo przy 90 suka strasznie się ślizga lub nie umie utrzymać się na przednich łapach. Zapewne z czasem to przyjdzie, jak sobie mięśnie wyrobi. Kompletnie nie idzie nam okrążanie z przednimi łapkami na podwyższeniu, bo przy nakierowywaniu smaczkiem Li po prostu wchodzi na książki (jakieś rady?).
Frisbee: ruszyłyśmy do przodu z backhandami. Sucz ma zakodowane, że trzeba wyskoczyć, aczkolwiek muszę nauczyć się pod nią rzucać, a to nie takie łatwe :P (chyba czas na jakieś seminarium..) Poza tym ciągle spada nam motywacja, więc chyba powrócimy do treningów raz na 10 dni i na początek tylko szarpanie.
Posłuszeństwo: tfu tfu żeby nie zapeszyć, ale mamy odbudowane w 100 %! I tu chciałabym się trochę bardziej rozpisać. Znalazłam mój błąd: za dużo od niej chciałam, zapominając, że to nie jest pies pracujący. Kiedyś na spacery chodziłam z torbą, a w niej aparat (no ale to akurat standard), frisbee, szarpak, piłka, saszetka ze smaczkami i inne rzeczy w celu "każdego po trochę". Za bardzo chciałam upodobnić ją do bordera, za dużo i za często z nią pracowałam i sucze w końcu się zgubiło, nie słuchało, rozpraszało się. Na szczęście Lilu to pies "wybaczę Ci każdy Twój błąd". I od kilku dni wprowadziłam stanowczą zmianę: chodzimy na spacer tylko ze smyczą i kilkoma smaczkami (do nagradzania za każde przyjście). Lilu szczęśliwa i ja też. Z czasem zapewne wrócimy do jakiegoś fri lub cuś ;) Łazimy sobie po łąkach kompletnie bez zamiaru jakiejkolwiek pracy. Przychodzi na każde moje zawołanie. Olewa ludzi. OLEWA SAMOLOTY! Słucha się mnie! W końcu ja tu jestem przewodnikiem. Ufa mi, a ja jej. Nie potrzebna nam linka. Gdy wącha sobie coś w trawie co jakiś czas wystawia głowę do góry i tylko patrzy czy jej nie wołam, czy jestem blisko. Na skrzyżowaniu dróżek na łąkach też tak na mnie patrzy z miną "gdzie idzemy? tutaj? ok". Nie potrafię opisać tego uczucia, gdy po długiej pracy, wylanych łzach, chwilach zwątpienia nareszcie dogadałyśmy się.
Kocham ją za to, że wybacza mi każdy błąd. Kocham ją za to, że jest moim pierwszym psem "na którym się uczę". Po prostu ją kocham, bo jest genialna ;)))
Subskrybuj:
Posty (Atom)