Wracając do głównej bohaterki tego bloga, to jest szansa, że będą z niej ludzie! Ćwiczyłyśmy aport, który zaniedbałam a co z tym idzie zepsułam. Jest dobrze, chociaż czasem zwyciężają przeróżne zapachy w trawie..
to zdjęcie wygląda za statycznie :P
Odwiedziłyśmy również stadninę koni. Lilu koni się nie boi, chce się z nimi bawić :D Korzystając z pustego placu poćwiczyłyśmy sobie frisbee. Na początku bałam się ją puścić, bo przecież kilkanaście metrów dalej jeździły konie, ale sucz się świetnie słucha! Zostaw/chodź/stój i można ją puścić. Strasznie była napalona na frisbee, co mnie bardzo cieszy, bo ostatnio miała zupełny olew na dworze.. W domu było ekstra, na zewnątrz już nie. Dlatego teraz chociażby nie wiem co Lilu w domu frisbee NIE WIDZI, NIE SŁYSZY i mam nadzieję, że NIE CZUJE. :D
Niech ona ruszy ten zad..
Oto Dino, pies który przecudownie skacze! Tyle, że na smaczki, bo zabawek nigdy w życiu nie widział...
I tu trzeba Lilu pochwalić, bo wcześniej by zwiewała :D
I jakiś tam slalom. ;)