Czy ten rok był przełomowy? Hmm, nie czuję tego jakoś specjalnie, ale porównując go do 2011 na pewno tak. Dużo się zmieniło, dużo się nauczyłyśmy, było wiele porażek, ale nie mniej sukcesów.
Rok zaczął się flyballowo ;) zapisałyśmy się na kurs, który początkowo miał być kursem agility. Wiele zawdzięczam treningom, mimo niezbyt obiecującego początku i ostatecznego poddania się. Zyskałam ogrom wiedzy, z każdym nowym treningiem Li przełamywała się w czymś, ja przecierałam oczy ze zdumienia ciesząc się jak głupia, Li zaczęło się to podobać. Oprócz tego poznałam fantastycznych ludzi i fantastyczne psy. Treningi diametralnie zmieniły naszą pracę. Kwiecień i maj to miesiące, które wspominam najlepiej. Sucz pracowała idealnie, naprawdę mogłam sporo od niej wymagać, a ona każde zadanie wypełniała najlepiej jak potrafi. Udało nam się odwiedzić pierwsze od 5 lat w Polsce zawody flyballowe w Ożarowie w kwietniu (ja sama byłam również na edycji jesiennej we wrześniu) gdzie podczas przerw Li dała z siebie wszystko, mimo tylu rozproszeń potrafiła się skupić i pracować na torze. Niestety to co dobre szybko się kończy, tutaj nie było inaczej. W maju nastał ogromny kryzys, który po tak udanych miesiącach był ciosem w me serce ;-) Z mojej strony było wielkie nieporozumienie, brak akceptacji, szok dlaczego tak nagle Li się zmieniła o 180 stopni... Nie chciała pracować, uciekała, olewała mnie, znajome psy nagle stały się zupełnie obce... Do dziś nie wiem, co było tego powodem. Miałam ochotę rzucić to wszystko, całe jeżdżenie na treningi, praca, moje kombinowanie co robić żeby było lepiej poszło się... przejść na spacer. I wróciło, szkoda tylko, że w zmniejszonym składzie ;) Lil w miarę się ogarnęła, ja zmieniłam podejście, pogodziłam się ze stratą idealnego pieska (cóż, nie można mieć wszystkiego :)). Teraz przynajmniej wiem co i kiedy mogę od niej wymagać, a kiedy nawet nie próbować. Praca z nią uzależniona jest od wielu czynników, na które często nie mam wpływu i to niestety jest problemem.
W wakacje dużo jeździłyśmy m.in. na Błonia, trochę obikowałyśmy i nawet fajnie to wychodziło. Gdy na flyballu dalej nie widać było chociażby jednej małej oznaki poprawy podjęłam decyzję, że rezygnujemy. Było to dla mnie trudne, ponieważ bardzo chciałam zobaczyć Li na torze, którego w końcu i tak nie nauczyła się w całości. Chciałam zobaczyć ją na zawodach, a potem móc cieszyć się z sukcesów mniejszych lub większych i mieć świadomość, że jesteśmy częścią drużyny i od nas też zależy ostateczny wynik. Najbardziej jednak chciałam, żeby w końcu znalazł się dla nas sport, którym zajęłybyśmy się na poważnie, żeby Li była szczęśliwa a ja razem z nią. Niestety ambicje i marzenia zostały odłożone na bok. Flyball jest niesamowity. Ja na szczęście jeszcze nie kończę z nim przygody i nie zamierzam. W przyszłym roku czekają mnie pierwsze starty z Bertą, a z moich obliczeń wynika, że "już" w 2015 będę mogła wystartować ze swoim psem :) no chyba, że Li nagle się nawróci... ;) póki co pełni rolę maskotki PSYchosis (zapraszamy na nasz funpage http://www.facebook.com/PSYchosis.flyball.team?fref=ts )
Po wakacjach rozwijałyśmy się bardziej obediencowo, trochę stuczkowo i na tyle, ile pozwala szkoła robimy to dalej. Grunt to to, że niedługo ferie! :)
A na Nowy Rok razem z Lilu życzymy Wam przede wszystkim szczęścia, wielu sukcesów i radości ze wspólnej pracy jak i zwykłego przebywania ze swoimi psami!
Bardzo miło czytało się podsumowanie mimo, że nie było ono do końca pozytywne. Rzeczywiście dziwna taka nagła zmiana ze strony Lilu, no ale trzeba to uszanować. Życzę Ci powodzenia w realizacji twoich planów i czekam na jakieś wieści związane z nimi ;)
OdpowiedzUsuńFajne podsumowanie, szkoda tylko, że Li coś się zmieniło i przestała tak kochać współpracę z Tobą podczas zabaw jak w maju... Ja jestem jednak przekonana, że jeśli dasz jej trochę czasu jeszcze i ciągłe będziesz z nią ćwiczyć, to może znów w sobie odkryje, że ona też CHCE się tak rozwijać :D Tego Wam życzę :) I powodzenia z Bertą :D
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Roku 2013 :)
http://wachlarzemocji.blogspot.com
Lilu i tak ładnie radzi sobie na torku flyballu. Ja coś czuję, że jeszcze w tym roku gdzieś wystartujecie... :P
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę :)
Nie wiem czy Ty w ogóle przeczytałaś notkę. Jeśli dla Ciebie pies, który - po wzięciu na tor rozgląda się przeraźliwie, boi się, cofa, nie wie co robić, olewa szarpak i piłkę - dobrze sobie radzi to rzeczywiście możemy wystartować na zawodach "Jak bardzo zagubiony może być pies na torze flyballowym" ;) Li wymiatała na torze, ale kiedyś. Czemu już tak nie jest? Dobre pytanie...
UsuńJulia