Nie zezwalam na kopiowanie tekstów i zdjęć ze strony bez mojej zgody, zgodnie z Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170 cyt.:
kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione, stanowi naruszenie praw autorskich i powiązane jest z odpowiedzialnością karną”.

środa, 28 marca 2012

Zrozumieć swojego psa

No właśnie... Ile razy w naszym wspólnym życiu byłam wkurzona na Li, bo znowu mnie olewała, nie przynosiła piłki, miała mnie gdzieś... Ja teoretycznie robiłam wszystko ok, tak jak gdzieś wyczytałam, tak jak ktoś mi poradził, tak jak po prostu się robi... ale nie z Lilu. Z Lilu ciężko się pracuje, jeśli wymaga się od niej jakiejś trudniejszej rzeczy. Szybko się poddaje, nie kombinuje o co mi chodzi, w przypadku braku nagrody ciężko ją poprosić, aby powtórzyła to co zrobiła przed chwilą tylko z małą korektą, jeśli coś ją przestraszy, nawet coś małego, zamyka się w sobie i często to co do tej pory było zrobione przepada. Dlatego, jeśli praca z nią ma być efektowna, muszę być pewna, że to zrobi, albo iść małymi kroczkami. Błędy, błędy, błędy w wychowaniu. Nie nauczyłam ją samodzielnego myślenia, całe życie była naprowadzana.
Ale do rzeczy.
Aport piłki nieruchomej, bo takie mamy zadanie na najbliższe dni, tygodnie, może lata? Wnioskuję, że Li ma fajny popęd łupu, gorzej już z samą pasją aportu. A więc próbowałam tak: trzymałam ją za szelki, wyrzucałam piłkę i jednocześnie ją puszczałam. Przyniosła? Super! Zaczyna się świetnie, a więc nagroda w postaci szarpaka. Potem prawie tak samo, z jedną różnicą, że puszczałam ją trochę później, później, później... aż piłka się zatrzymywała. I tu klapa, nic... a raczej wkurzenie z mojej strony, dlaczego ona nie rozumie, skoro robiłyśmy krok po kroku? Zapięłam ją na smycz, wróciłyśmy do domu. Dobra, ochłonęłam. Biorę zeszyt, długopis i zaczynam bazgrolić:
Problem -> L. ma problem z aportem nieruchomej piłki. Jakie może być jego źródło? ("trochę" znam swojego psa, a więc piszę dalej)
Niezrozumiała dla niej nagroda? Możliwe. 1. Ćwiczyć wymianę zabawkami. Nieatrakcyjna nagroda? Też możliwe, 2. Zamienić szarpak na coś, co kocha jeszcze bardziej. Zbyt mała odległość między treningami, za dużo pracy i znudzenie się ją? Wątpię, ale przerwa nikomu nie zaszkodzi, a więc 3. Przez pewien czas nic z nią nie robić. Wrzucanie od razu na zbyt głęboką wodę? Możliwe. 4. Ćwiczyć najpierw w domu. Moja osoba jest dla niej za mało atrakcyjna, przegrywam z innymi zapachami? 5. Uatrakcyjnić się, dla psa of kors :)

W czasie nie dłuższym niż zajęło Wam przeczytanie tego tekstu wyciągnęłam 5 wniosków, co mogło być nie tak. A więc zabieramy się do roboty.
1. Wymiana zabawkami oraz 2. Zamiana szarpaka. Lilu kocha szarpak, ale możliwe, że już się jej trochę znudził. Wywalam psa z pokoju i wyciągam wszystkie jej zabawki, układam tak, aby każda była dla niej widoczna, siadam w pewnej odległości od nich, wołam psa, pies przychodzi, nie zwraca uwagi na zabawki, patrzy na mnie, a ja mówię "przynieś". Tu następuje lekka dezorientacja, dopóki pies nie zobaczy TEGO i nie zrobi ze swoich oczu dwóch pięciozłotówek, żeby za chwilę dorwać TO i wpychać mi TO do ręki, żeby się TYM poszarpać. TYM czymś nie okazał się szarpak, ani żaden sznur, TO coś, proszę państwa to stonoga. Długa, pluszowa, kolorowa stonoga, z dziurą w jednym miejscu, z której wydobywa się wnętrze tegoż oto zwierza, a po bokach dodatkowo są przyszyte nogi w ilości niewiadomej lecz na pewno mniejszej niż sto. A więc następuje to co Lilczaki lubią najbardziej, szarpu szarpu szarpu, gdzie ogon pani eL. chodzi jak helikopter, gdy tu nagle bardzo zła pani bardzo dobrego pieska brutalnie wygrywa sobie stonogę, rzuca piłkę na drugi koniec pokoju, czyli odległość stosunkowo niewielką, i mówi PRZYNIEŚ. Piesek lekka dezorientacja namber tu, ale po chwili leci po piłkę. Chwyta ją w paszczę, na co tym razem z mojej paszczy wydobywa się głośne "TAK JEST! (spoko loko, domownicy dawno stwierdzili, że jestem nienormalna, ale to chyba każdy zna z autopsji) DOBRYPIESEKWŁAŚNIETAKSUPEREXTRA!" w między czasie z tej radości i zachwytu oczywiście nie zapominając o nagrodzie, czyli  naszej stonodze. Kilka takich powtórzeń i podczas kolejnego szarpania się wyrzucam piłkę niby po cichu, niby za psem tak, żeby nie widział, jednak nie udało mi się i Lilu w ułamku sekundy puszcza stonogę, przynosi piłkę i znów ową stonogę łapie i powiedzcie mi gdzie tu psia logika? :) Jeszcze jej nic nie kazałam, mogła tą piłkę zignorować i szarpać się dalej, mieć ją głęboko w d.....
 Zdarzenie to miało miejsce kilka dni temu.

Dzisiaj natomiast naszło mnie coś, że aż sama się zdziwiłam, zrobiłyśmy sobie porządny trening obi. Obi mój pies lubi, bo nie trzeba dużo robić, a można łatwo zdobyć żarcie. Równanie miałaby perfekcyjne, gdyby nie to, że czasem siada bokiem przede mną, chodzenie przy nodze jak na tego psa jest świetne, ma lepszy kontakt, ale przede wszystkim chodzi blisko i nawet chodziłaby napierając na moją nogę, ale wtedy naturalnie podczas chodu lekko ją odpycham, czego ona nie lubi, bo to bardzo delikatny piesek, pamiętajmy o tym. ;) A więc trening bardzo pozytywny, wracamy do domu a mój pies co? Patrzy na mnie ze wzrokiem "heloooł, to miało mnie zmęczyć? róbmy coś!". No takiej okazji nie mogłam zmarnować, Li rzadko prosi o pracę, bardziej potrzebuje samej obecności człowieka, głaskania i miziania. Wzięłam stonogę, piłki i poszłyśmy na pole. Szarpiemy się, wygrywam, trzymam psa za szelki, rzucam piłkę i do akcji wkracza moja mama, która dotychczas dłubała sobie coś tam w ogródku. Trzeba wiedzieć, że moja mama uwielbia nam przeszkadzać, a więc psa do piłki nie puściłam, trzymałam ją cały czas i gadka szmatka o tym, żeby łaskawie dała nam ćwiczyć, żeby nie psuła nam tego, nad czym pracowałyśmy długi czas. Udało się wywalczyć, że tylko zobaczy co Lilu zrobi i sobie pójdzie. Teoretycznie byłam już na przegranej pozycji, bo wiedziałam, że za długo trzymam Lilu, a więc musiałabym zrobić to od nowa, czyli zacząć od szarpania, a co z tym idzie dać jej stonogę za nie przyniesienie piłki. A więc pierdzielę, puszczam, najwyżej będę walczyć, żeby przyniosła. I tu Li przeszła sama siebie, POLECIAŁA po tą piłkę (rzeczą naturalną jest, że do piłki się idzie, nie biegnie a co dopiero leci ;)), przyniosła do ręki (sama z siebie, dla mnie obojętne czy pod nogi czy do ręki) i szaarpu szarpu stonogą :) I to jest sukces!

Właśnie to jest najważniejsze, zrozumieć swojego psa, dotrzeć do niego. Każdy pies jest inny, coś, co dla jednego będzie rzeczą oczywistą dla drugiego będzie największą zmorą życia. Mieć fun ze wspólnej pracy, nie denerwować się bez sensu. Wiadomo, że nie jest to proste, ale czasem lepiej wrzucić na luz.


Dla wytrwałych kilka zdjęć mojego małego geniusza:











6 komentarzy:

  1. Za z doświadczenia powiem, że złotym środkiem na szkolenie psa jest wyzbycie się z siebie jakichkolwiek emocji mogących wywoływać u nas frustrację, złość czy zniecierpliwienie. Po prostu. Najlepiej podchdozić do tego na luzie, nie wymagać niczego od psa ale próbować go czegoś nauczyć, nie nastawiać się że on to musi umieć i już. Wtedy mamy więcej cierpliwości do psa i ćwiczenia są przyjemniejsze, ponieważ nie ważne jak bardzo staramy się ukryć przez psem złość i zrezygnowanie on i tak to wyczuwa, i się zniechęca. Najlepiej człowiekowi szkoli się obcego psa, nie swojego. Nie ma wtedy takiego parcia. U mnie świetnie działa podczas szkolenia moja radość i śmiech, zawsze gdy się śmieję i wygłupiam poczas nauki czy ćwiczeń, mój pies o niebo chętniej pracuje niż wtdy gdy jestem poważna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu się liczy opanowanie. Zachować zimną krew w sytuacjach w których mamy ochotę zabić swojego psa, to jest dopiero sztuka :) Najczęściej problem nie tkwi w psie lecz w złych motywacjach lub metodach szkoleniowych. Dlatego warto co jakiś czas zmieniać zabawki, nie chodzi mi o to, żeby ciągle kupować nowe a stare wyrzucać wystarczy od czasu do czasu chowć kilka a po miesiącu wyciągać. Pies będzie myślał, że są nowe :))
    Pozdrawiam, fajne zdj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fauka i Gabi-Kaja mają rację! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze no, robicie ze mnie głupka :D
    Oczywiście, że to wiem, ale w notce jest opisana bardziej metoda :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra lekcja. Do psa trzeba dotrzeć, ale też zrozumieć, że przeogromny wpływ na jego reakcje ma nasz stan ducha. Lepiej podejść do sprawy z ciekawością, ot "zobaczę, co zrobi, czy się uda", niż pieklić się, bo coś nie wyszło. Dokładnie tak, jak w przypadku, gdy psina zaskoczyła Cię nagłym zerwaniem się po piłkę. ;) Ogólnie rzecz biorąc, podoba mi się to, że rozważasz, co może stanowić problem i szukasz wyjść. Wielu właścicielom brakuje takiego podejścia.
    Pozdrawiam i zapraszam do nas. (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno u Was byłam, ale już zaległości nadrobiłam :).

    Powiem tak - w tym wpisie napisałaś rzecz najważniejszą, najistotniejszą (a tak często zapominaną) w zrozumieniu psa :). A opisałaś to tak fajnie, tak lekko, z przymrużeniem oka, że aż poprawiłaś mi humor :).

    Gratuluję Wam sukcesów i trzymam kciuki za następne. Zawsze Wam kibicowałam, kibicuję i będę kibicować.

    Wyczochraj Lilu ode mnie,

    Justyna

    PS: Odezwij się do mnie czasem na gg ;)

    OdpowiedzUsuń