Pamiętam jak jeszcze kiedyś Lilu potrafiła latać za dyskiem mniej więcej 10 minut z ładnym skupieniem, łapaniem i nie rozpraszaniem się. Tak, 10 minut. Nie miałam wtedy kompletnego pojęcia, że to za dużo. Suka pracowała, więc było ok... To nasze frisbowanie wyglądało ładnie i były jakieś nadzieje.
I co najlepsze zepsuł nam to źle dopasowany dysk. Sonic był za ciężki, nie łapała rollerów, żadnych overów, olew na frisbee... No i trzeba było to jakoś odbudować. Zaczynałyśmy od początku, od motywacji. Na dzień dzisiejszy raz suka potrafi ładnie pracować, łapać, nie rozprasza się, a kiedy indziej asekuracyjnie tylko się szarpiemy. Chciałabym, aby to się w miarę ustabilizowało, bo np. na widok szarpaka znika cały świat wokół, każda sekunda przed zabawą zamienia się w godzinę, samoloty nie istnieją (zaraz to rozwinę), szarpak trzeba zdobyć za wszelką cenę i w ogóle pańcia dajże mi to wreszcie. Na widok dekla owszem sucze się cieszy, merda ogonem, ale podczas sesji nie ma takiego powera jak w przypadku szarpaczydła, czasem zwyciężają samoloty, szczekające psy czy inne rozproszenia.
O co mi chodzi z tymi samolotami... Otóż jest to nasze największe rozproszenie, nie do przebicia, to trzeba koniecznie obszczekać, trzeba za tym pobiec, trzeba olać pańcię.. A samolotów u nas dużo przez lotnisko w Balicach. Na szczęście pracujemy nad tym, w nocy samolot psa nawet nie obudzi, często słucha mojego zostaw, umie nie obszczekać jeśli jej zabronię, ale nie potrafi się na mnie skupić, cały czas szuka go wzrokiem, zdarza jej się pobiec za nim. Chciałabym, żeby olewała je na 100% tak jak kiedyś (w sumie dziwne, od szczeniaczka zna samoloty na niebie i jakoś nie robiły na niej większego wrażenia), dziś jest to marne 60-70 %. Chociaż widać poprawę :)
Wracając do tematu głównego to napiszę co umiemy.
Rollery - niby takie proste, ale coś robię źle. W tej chwili aby były złapane rzucam jej bardzo wolne i krótkie, może na trzy metry. W przypadku dłuższych przebiega dosłownie przez dysk i dopiero wtedy bierze go w swe paszczęki. Spróbujemy wydłużać z mega szarpaniem za każdy złapany.
Overy (głównie leg ;)) - tu nie umiemy się dogadać w kwestii rzucania. Do niedawna było tak, że Lilu pędziła i zatrzymywała się tuż przed nogą bez przeskoku. Teraz Bogu dzięki przeskakuje, próbuje łapać, a to, że się jej nie udaje to tylko wina mojego rzucania.
Flipy - mogłyby być wyższe :P
Backhandy - yeeaaaaa! W końcu je zaczęłyśmy, póki co na odległość 1 m. Sądzę, że będą dłuższe, ale nie więcej niż 10m. Ona spokojnie dobiega do wyrzuconego na taką odległość dysku, ale jeszcze nie wie, że ma po niego wyskoczyć (czeka, aż spadnie).
Planuję jeszcze ruszyć multiple, nie wiem jak, ale może nam się uda oraz oczywiście vaulty, ale na to jak wiadomo musi ukończyć 18 miesięcy.
A jeśli chodzi o skakanie, to najbardziej jak już kiedyś pisałam pomogła nam świadomość zadu. I co ciekawe im więcej ćwiczeń z tym robimy, tym suka wyżej skacze. Dzisiaj np. wyszło nam stanie na poręczy miski.
Była próba postawienia wszystkich łapek obok siebie, ale niestety nie wyszło ;) Co nie znaczy, że nie będziemy próbować!
Na dowód odrywania doopy mamy jedno, bardzo słabej jakości zdjęcie
Proszę zauważyć, że ostrość jak najbardziej jest, na początku szarpaka(lepiej widać na powiększeniu) :D
Tak w ogóle to w środę byłyśmy na spacerze z Rockym, i tutaj jeszcze raz chcę podziękować Karolinie za wspaniałe zdjęcia :D
Z Rockym :)
mój drzewołaz, Tarzan i Pocahontas w jednym. :D
to było zwalone drzewo, w sumie fajne do łażenia, przeskakiwania itp. ;)
To by było na tyle. Zdjęć nie będzie przez najbliższe dwa tygodnie, ponieważ zostanę oddzielona z aparatem o nie wiadomo ile tysięcy kilometrów. Chyba, że wybierzemy się na jeszcze jeden spacer albo brat użyczy mi swojej lustrzanki :P
Super :D!
OdpowiedzUsuńWymiatacie dziewczyny :)
Justyna