Jesień do pewnego momentu była piękna, słodka i ciepła. Z przyjemnością wychodziło się z psem na spacer, uśmiechało na widok cudownie kolorowych liści, słońce świeciło, chciało się żyć.
Ale to się skończyło.
Niestety.
Jest zimno. Drzewa są gołe, liście spadły. Szaro, buro i ponuro. Nie ma słońca. Wieje wiatr. Dzieci nie latają po placach zabaw, na łąkach też ostatnio nie widziałam żadnego spacerującego psa. Najchętniej to zostałoby się w domu, psa wzięło na kolana(ahh ten termofor ;)) zrobiło kubek gorącej kawy i oglądnęło film. A co, jeśli psu to nie odpowiada? Ba, pies ma CAŁKOWICIE odmienne zdanie. W stu procentach. ;)
Siedzisz przy komputerze - znosi ci pod nogi wszystkie zabawki, podgryza nogawki. Siedzi przed drzwiami na balkon (stąd mamy widok na ulicę, zwłaszcza teraz, gdy krzaki nie mają liści). Powiedziałoby się wypuść i będziesz miała spokój. No już raz tak zrobiłam. Mój przeinteligenty pies zeskoczył na auto (Bogu dzięki mała wysokość) a z auta sruuuu na ogród. Dlatego nie jest tam wypuszczana. Z ogrodu też wraca po 5 minutach, a potem chce czegoś więcej. Jest bardziej rozszczekana i żywiołowa.
Ale to jest przecież normalne. To jest pies, który spaceru potrzebuje, niezależnie czy jest 40, czy -20 stopni. A że mi się to nie podoba... to mam problem ;-).
Ostatni tydzień byłam chora, co wiązało się z brakiem spacerów. Dzisiaj już z nią wyszłam mimo cholernego kaszlu i odkryłam kolejny minus takiej jesieni.
ZDJĘCIA! W ogóle nic nie wychodzi... mój aparat bezapelacyjnie do dobrych zdjęć potrzebuje dobrego światła. A światła nie ma! Niestety, nie mam lustrzanki ;)
Ah, i oczywiście mój kochany pies na spacerach ma olew na wszelkiego rodzaju zabawki, oprócz szarpanych, takich jak szarpak czy kawałek skarpetki 8). Na szczęście posłuszeństwo mamy GENIALNE w każdym znaczeniu tego słowa.